Dziękujemy za wysłanie interpretacji Nasi najlepsi redaktorzy przejrzą jej treść, gdy tylko będzie to możliwe. Status swojej interpretacji możesz obserwować na stronie swojego profilu. Dodaj interpretację Jeśli wiesz o czym śpiewa wykonawca, potrafisz czytać "między wierszami" i znasz historię tego utworu, możesz dodać interpretację tekstu. Po sprawdzeniu przez naszych redaktorów, dodamy ją jako oficjalną interpretację utworu! Wyślij Niestety coś poszło nie tak, spróbuj później. Treść interpretacji musi być wypełniona. Hetfield zwraca tu naszą uwagę na niszczycielską siłę, która drzemie w każdym człowieku. Ludzkość jest według artysty zaprogramowana na samozniszczenie i skazana na zagładę z własnej winy. Może i pomysł ten wydaje się na pierwszy rzut oka przerażający, ale starczy tylko spojrzeć na to, co dzieje się na świecie, by zacząć się nad tym wszystkim zastanawiać i nabrać jednak trochę wątpliwości. Autor zdaje sobie sprawę z tego, jak łatwo popaść człowiekowi w rozpacz i jak niewiele wtedy trzeba, by wydarzyła się jakaś tragedia. Każdy ma swoją granicę, po której przekroczeniu traci nad sobą kontrolę. Życie nie jest sprawiedliwe i na każdym kroku musimy zmagać się z naszymi problemami i walczyć o to, by nie tracić sprzed oczu sensu naszego istnienia i nadziei na lepsze jutro. Niestety, wielu z nas prędzej czy później pęknie, starczy tylko rozejrzeć się wokół siebie, by się z tym zgodzić. Przemoc, wojny, morderstwa, korupcja - do wyboru, do koloru. Z każdej strony nasza rzeczywistość zdaje się napierać, przygniatać swoim ciężarem. Nic więc dziwnego, że James zastanawia się, czy skłonność do zadawania cierpienia sobie i innym nie jest po prostu częścią naszej natury, czymś, z czym nigdy nie uda nam się wygrać. Jeżeli tak, to prędzej czy później sprowadzimy na siebie karę za nasze postępowanie. I nic nie będziemy mogli z tym zrobić. Wyślij Niestety coś poszło nie tak, spróbuj później. Treść poprawki musi być wypełniona. Dziękujemy za wysłanie poprawki.One can’t help but imagine this as a conscious decision. As a whole, Hardwired… to Self-Destruct reconnects with Metallica’s thrash roots. It’s fitting that this era is overtly represented in the deluxe edition. Consciously or unconsciously, it fits with Hardwired…To Self-Destruct ‘s overall return to form. Dwa kompakty lub winyle, dwanaście utworów (w wersji podstawowej), prawie osiemdziesiąt minut muzyki. Prawdziwy kolos, chociaż… wychodzi jakieś półtora kawałka na rok, jeśli weźmiemy pod uwagę czas, jaki minął od premiery poprzedniego wydawnictwa zespołu. Bo ani EP-kę "Beyond Magnetic", ani tym bardziej "Lulu", kontrowersyjny efekt współpracy z Lou Reedem, trudno nazwać pełnoprawnymi albumami Metalliki. Takimi jak "Death Magnetic" z września 2008 roku. Czyli z wtedy, kiedy prezydentem Stanów Zjednoczonych był jeszcze… George W. Bush. Trochę się to czekanie dłużyło, to fakt, najważniejsze jednak, że nic się nie dłuży na "Hardwired… To Self-Destruct". A mogłoby, bo większość utworów trwa sześć i siedem minut. O ile poprzedni album był w założeniu mniej lub bardziej dosłownym powrotem do thrashowych źródeł zespołu z lat 80., na "Przewodniku po samo-destrukcji" (w bardzo wolnym tłumaczeniu, ale prawda, że fajnie brzmi?) Metallica wraca w pewien sposób do lat 90., czasów "Czarnego albumu", "Load" i "Reload". Nie oznacza to, że zapomniała o thrashu. Płytę spina klamrą króciutkim "Hardwired", przywołującym wspomnienie "Kill’em All", oraz siedmiominutowym "Spit out the Bone", brzmiącym jak daleki kuzyn "Damage Inc." czy "Dyers Eve". Tak szybko i brutalnie Metallica nie brzmiała od 1988 roku, a James Hetfield śpiewa tu z takim "zadziorem", że musiał chyba dorwać wehikuł czasu i sprowadzić do studia swoje 25-letnie "ja". Chociaż tak naprawdę niczego nie musiał, po prostu przypomniał sobie, że potrafi. By nie było… Całość nawiązuje, ale nie oznacza to, że cokolwiek kopiuje. Z tego względu, choć słychać na "Hardwired… To Self-Destruct" echa poprzednich płyt Metalliki, czuć się też świeżość, dzięki której nie brzmi to jak żaden inny jej album. Czuć, że nic nie jest tu wymuszone. Właściwie każdy z dwunastu utworów coś w sobie ma, nawet jeśli nie jest to zawsze odczuwalne przy pierwszym albo drugim podejściu. Niektóre z tych z drugiej płyty mogą początkowo sprawiać wrażenie pewnych "wypełniaczy" – nic bardziej mylnego, po prostu potrzebują kilku razy, by się w nie odpowiednio wgryźć. A potem można się złapać na tym, że trudno wyrzucić z głowy refreny "Confusion", "Here Comes Revenge" czy "Am I Savage". Albo niemal hardrockowego "Now That We’re Dead" z pierwszego dysku. Taki "Load" na turbodoładowaniu. Za to "Murder One", piękny hołd dla Lemmy’ego, ma w sobie fenomenalnie kołyszący "groove". Za sprawą prostych, ciężkich, ale wcale nie siermiężnych riffów. "Hardwired…" to płyta wielu klimatów. Usłyszymy tu i rasowy heavy metal, z nawiązaniami do Iron Maiden ("Atlas , Rise!") i emocjonującą półballadę ("Halo on Fire"), i kawałek dobrego melodyjnego thrashu ("Moth into Flame"), i jeden z najcięższych utworów, jakie Metallica kiedykolwiek nagrała – "Dream no More", odpowiedniku "Sad But True" i "The Thing That Should Not Be" AD 2016, jednocześnie nieprzypominającym niczego, co zespół do tej pory stworzył. Zwłaszcza w złowieszczym fragmencie "You turn to stone, Can’t look away, You turn to stone, Madness, they say, Cthulhu, awaken" – to oczywiście kolejne w dorobku grupy nawiązanie do bóstwa Cthulhu z mitologii Lovecrafta, ulubionego pisarza nieodżałowanego Cliffa Burtona. W nowych tekstach Hetfielda nie ma ani polityki, ani religii, są za to wściekłość, bunt i walka z demonami, nie tylko tymi wewnętrznymi ("Am I Savage"). Ale jest też pułapka celebryckiej sławy ("Moth into Flame") czy próba wejścia w umysł osoby cierpiącej na PTSD, czyli zespół stresu pourazowego ("Confusion"). Wiele z tych tekstów ma wydźwięk dość niejednoznaczny, dający szerokie pole do interpretacji, czuć jednak, że nie zostały one napisane na kolanie, a muzyk włożył w nie bardzo wiele wysiłku i emocji. Zresztą, to w ogóle wydaje się przede wszystkim płyta Jamesa Hetfielda – jest bohaterem niemal każdego utworu, każdego riffu, każdej śpiewanej przez siebie frazy - a śpiewa z siłą i pasją, do jakich przyzwyczaił nas w pierwszej dekadzie istnienia Metalliki. W wielu jego partiach wokalnych, choćby w "Atlas, Rise!" czy "Manukind", pojawiają się też zaskakujące rozwiązania harmoniczne. Na dodatek wszystkie utwory skomponował, z Larsem Ulrichem – wyjątkiem jest wspominany "Manunkind", w którym pomógł im basista Robert Trujillo. Łatwo rozpoznać, w którym fragmencie, za sprawą quasibarokowego basowego początku. Jeśli mowa o skojarzeniach, to takie sympatyczne nawiązanie do "My Friend of Mysery". Cieszy też dobra forma gitarzysty Kirka Hammetta – po raz pierwszy niczego nie skomponował, co rekompensuje sobie efektownymi i bardzo różnorodnymi solówkami, często kilkoma w jednym utworze. Lars Ulrich, często w ostatnich latach krytykowany za warsztat, również nie zaniża poziomu, a do tego wreszcie w pełni się zgrał z Trujillo. Niekiedy też przyjemnie urozmaica swoją grę, choćby tom-tomami w "Now That We’re Dead". A w "Spit out the Bone" dosłownie przechodzi sam siebie – koło szóstej minuty perkusja dosłownie rozstrzeliwuje słuchacza swoją intensywnością. Taki jednoosobowy pluton egzekucyjny. Trzeba też pochwalić produkcję Grega Fidelmana (oraz Hetfielda i Ulricha) - tak potężnie, czysto i selektywnie Metallica nie brzmiała od albumu "Garage Inc.", czyli od 1998 roku. Przepaść, jaka dzieli pod tym względem "Hardwired… To Self-Destruct" i "Death Magnetic" jest kolosalna. Poza tym, na nowej płycie więcej jest prostoty, a mniej kombinowania. Zapewne każdy wielbiciel Metalliki będzie miał tu swoje typy, jeśli chodzi o utwory mniej ulubione. A znajdzie się wielu takich, którzy w ogóle machną na tę płytę ręką albo nie będą ukrywać rozczarowania. Metallica to w końcu trochę takie "Gwiezdne wojny" muzyki metalowej – trudno zadowolić wszystkich. Być może "Hardwired…" brzmiałoby bardziej spójnie, gdyby wyciąć z niego "Here Comes Revenge" i "Am I Savage", ale zaraz odezwie się ktoś, dla kogo są to piosenki kluczowe. A może i rzeczywiście brakuje kompozycji instrumentalnej albo prawdziwej ballady. Tylko czy właśnie nie za powtarzanie pewnych formuł nie chcielibyśmy Metalliki najbardziej krytykować? To się wcale nie musiało udać, ale Metallica znów jest wielka. Właściwie zawsze była, czasem tylko za słabo nam o tym przypominała. Z jakiego powodu? To temat na osobną rozprawkę… Tu w każdym razie o żadnej słabości mowy nie ma. Słabo się jedynie robi na myśl, że na ciąg dalszy możemy poczekać kolejnych osiem lat. Płyta Metalliki w 2024 roku? Bardzo prosimy, może skoro ta jest dziesiąta, to tamta niech będzie przynajmniej dwunasta. PS. Warto zaopatrzyć się trzypłytową wersję "Deluxe", z nieco inną okładką. Tylko tam znajdziemy "Lords of Summer", utwór skomponowany w 2014 roku z myślą o trasie "By Request", teraz nagrany na nowo, skrócony i znacznie lepszy. Trafiły tam też znane z innych wydawnictw covery: Rainbow z okresu, kiedy śpiewał w zespole Ronnie James Dio ("Ronnie Rising Medley"), Deep Purple ("When a Blind Man Cries") i Iron Maiden ("Remember Tomorrow), a także kipiące fantastyczną energią nagrania koncertowe, zarejestrowane w tym roku na specjalnym minikoncercie z okazji premiery remasterowanych edycji "Kill’em All" i "Ride the Lighting". A na deser jeszcze koncertowa premiera singla "Hardwired". To tak naprawdę żaden bonus, to Metallikowa fiesta! (9/10)
by Metallica. 165,118 views, added to favorites 2,308 times. Difficulty: intermediate. Capo: no capo. Author sashki [a] 3,363. 2 contributors total, last edit on Aug 23, 2016. View official tab. We have an official Hardwired tab made by UG professional guitarists.Check out the tab ».
AboutClocking in at just over three minutes in length, “Hardwired” is a concise and pummeling song that harkens back to Metallica’s earlier thrash metal sound, and features lyrics dealing with humanity’s effect on the planet and on ourselves, and questioning whether that effect is an adverse one. The song was released as the lead single from the group’s tenth studio album, Hardwired…To Self-Destruct, and was officially introduced as part of a new album announcement on Metallica’s official website on August 18, 2016. The band also released an official music video for the song on the same us a question about this songWhat have the artists said about the song?In an interview for the band’s official fan magazine So What! prior to the release of Hardwired… To Self-Destruct, James Hetfield discussed the lyrical themes covered on the track: ‘Hardwired’ is so simple, it is not Shakespeare, I know that. But gosh, are humans really doing the right thing? You know. And in the history of time, we’re a little blip. And are we gonna be gone? Are we phasing ourselves out with electronics? Are we becoming this? Are we gonna self-destruct because of our egos and all of the stuff that makes humans human? That whole sentence ‘hardwired to self-destruct’ came from a friend of mine that was just throwing it out there as a struggling addict. Is that what it’s like for us? Is our default just to die? earlier that we’re supposed to. Wreck. Destroy our lives; are we hardwired to self-destruct? And that just caught my ear."CreditsAdditional Recording EngineersRecorded AtMetallica's HQ, San Rafael, CaliforniaRelease DateNovember 18, 2016Hardwired Live PerformancesTags